DRINK PO MĘSKU: SIDECAR
Z pewnością żadne męskie podniebienie nim nie pogardzi! Tym razem na tapetę biorę totalnego klasyka, stworzonego na bazie doskonałej jakości trunku – koniaku… Lubicie? Wiem, że tak
The Sidecar.
Ta specyficzna nazwa powstała prawdopodobnie na cześć amerykańskiego kapitana wojskowego, który to miał w zwyczaju poruszać się po Paryżu ulubionym motocyklem z przyczepą i po drodze, często wpadać do słynnego baru Harry’s NY, w którym wymyślono ten cocktail. Inna wersja mówi zaś, że nazwa mogła powstać w Londynie. Tak jak i sama receptura drinka Sidecar. Historie trochę się rozmijają, ale pewniki są następujące: miks alkoholi okazał się takim hitem, że od samego początku serwowano go w słynnym Ritzu, co świadczyło o prestiżu, ma dużo wspólnego z przyczepką, a wynaleziono go pod koniec I Wojny Światowej.
Cocktail, który zawiera w sobie aż dwa likiery produkowane we Francji, w tym koniak i mocno esencjonalny Triple Sec, szybko zyskał ogromną popularność w Londynie, gdzie stał się kultowy. Z kolei do Stanów Zjednoczonych dotarł w czasach prohibicji i zbiegło się to z wprowadzeniem do użytku nowej przyczepy motocyklowej, co tylko spotęgowało jego fejm w tamtym okresie. Ostatecznie wpłynęło też na to, że dziś jest to alkoholowa mieszanka powszechnie znana i lubiana na całym świecie.
Jest to napój typu sour. Oznacza to, że w smaku jest kwaśny bo zmieszany z sokiem cytrusowym, pikantny, a przy tym nieco cierpki.
Rozsmakował się w nim niegdyś Paryż, Londyn, Nowy Jork. Drink znany, ceniony i bardzo wytworny. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji – wypróbujcie go koniecznie.
Receptura:
- 30 ml koniaku
- 30 ml likieru Triple Sec (Cointreau)
- 30 ml świeżego soku z cytryny
Jak przyrządzić:
Wszystkie wymienione składniki wlewamy do napełnionego lodem shakera. Energicznie mieszamy, a następnie przecedzamy do kieliszka koktajlowego, którego brzeg można wcześniej zanurzyć w soku z cytryny, a potem w cukrze, W ramach ewentualnej dekoracji dodajemy twist ze skórki cytrynowej.